serce rozumiejące siebie spotykało zbliżającą się uroczystą chwilę życia. Długą chwilę patrzyli na siebie milcząc.
— Krystyno — wymówił pierwszy Dembieliński, ale urwał nagle. — Krystyno! — zaczął poraz drugi, ale znowu nie skończył.
Ciężka chmura spadła mu na czoło przed chwilą tak rozjaśnione i gładkie, w oczach zaigrał smutek podobny do boleści. Wypuścił z ręki dłoń Krystyny.
— A! — rzekł powstając, — do ust które milczały długo, słowo z serca przybywa zwolna... przebić ono musi gruby mur przeszłości i zagłuszyć głosy tej upartej pani...
Odszedł i oparty o gzems komina stał nieruchomy. Przez kilka sekund czuć było ciężkie westchnienie nurtujące pierś jego szeroką; ale prędko bardzo człowiek ten hardy zapanował nad przykrem uczuciem, które wyłonione z mętów przeszłości, zatruło mi piękną chwilę życia i zatrzymało na ustach słowo goszczące w sercu. Powiódł ręką po czole, jakby odwrócić chciał dotykający go palec tej upartej pani, która zajrzała mu w oczy wtedy, gdy on topił wzrok w przeczystych źrenicach młodej dziewczyny. Odwrócił twarz od ognia, i poszukał spojrzeniem pięknej swej towarzyszki; ona powstała i szła ku niemu krokiem lekkim i szybkim.
Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 2.djvu/320
Ta strona została uwierzytelniona.
— 314 —