Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 2.djvu/323

Ta strona została uwierzytelniona.
—   317   —

wie srogo, jak występnej myśli. Myśl była niedołężnością moralną, przeszkoda niedołężnością fizyczną. Ewa leżała na puchowem swem łożu, pod okryciem z atłasów i batystów, głęboko upokorzona przed samą sobą, ale zarazem wrząca cała głuchym gniewem na świat, ludzi, życie, samą siebie. Obraz mężczyzny, który wpił się w rozognioną jej wyobraźnię, nie odstąpił od niej przez tę noc walki, łez i ponurych rozmyślań. Twarz Anatola unosiła się nad nią, promieniejąca śród mrocznego pokoju czarem nieopisanej piękności; widziała oczy jego patrzące na nią z tym wyrazem rozkosznej zadumy, z jakim wczoraj patrzyły na Krystynę. Członki jej były zbolałe i zesłabłe, ale w piersi kipiał nanowo ten sam co wczoraj war namiętności, a w głowie bolącej, tłumem roiły się wspomnienia rozkoszne ale zarazem i rozpaczne, bo pozbawione nadziei. Powoli jednak jaśniejsza jakaś myśl spływała na blade jej, zmarszczkami pokryte czoło. — Jak codzień, od dni wielu — szepnęła zcicha — zobaczę go! i z tym wyrazem na ustach dźwignęła się z pościeli. Tak, dźwignęła się — bo wątłe ciało tej powiewnej istoty, lekkiem było tylko napozór; w istocie zaś ciężyło na niem brzemię złożone z choroby, żalów, zgryzoty, a nie spotykające odporu w żadnej z tych sił wewnętrznych, które pomagają ludziom do dźwigania wszelkich ciężarów, albo zrzucają je z nich całkowicie. Ewa nie zdobyła ich sobie. Kwadrans