Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 2.djvu/33

Ta strona została uwierzytelniona.
—   27   —

dzo odgadnąć. Były tam jakieś różowe niteczki, cieniuchne jak pajęczyna i poplątane w jakieś gordyjskie misterne węzły; jakieś perełki podobne do kolorowego maku, jakaś igiełka złota bardziej podobna do świecącego żądełka, niż do narzędzia pracy. Ewa trzymała to wszystko w palcach białych zawsze, lecz teraz nieco już przychudych — ale nie zdawała się zbyt zajęta swą robotą. Twarz jej była martwą i dziwnie obojętną, postawa niedbała i jakby cierpiąca; powieki zakrywające nawpół źrenice zimne i blade, poruszały się od chwili do chwili przykremi nerwowemi drganiami.
Krystyna stanęła w progu saloniku, i zatrzymała się przez chwilę nieruchomo, jakby wahała się czy ma postąpić dalej. Skromna, wełniana suknia, i lekkie kroki młodej dziewczyny, żadnego prawie nie uczyniły szelestu; ale Ewa dotknięta snać chorobliwą draźliwością zmysłów, towarzyszącą zazwyczaj rozstrojowi nerwów, drgnęła całem ciałem i wydała słaby okrzyk. Różowa siatka wypadła z rąk jej, które zwisły na suknię bezwładne i nieco drżące. Na twarzy Krystyny odmalował się wyraz przykrego, niemal boleśnego wzruszenia.
— Mamo, — wymówiła szeptem prawie, — czy zrobiłam ci przykrość? weszłam tak cicho...
Ewa odetchnęła z głębi piersi jak osoba, która po gwałtownem wstrząśnieniu zaledwie przyjść do siebie może.