Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 2.djvu/340

Ta strona została uwierzytelniona.
—   334   —

blada jak marmur, z załamanemi i wyciągniętemi przed siebie rękami.
— A więc to ty matko moja, to ty byłaś tą kobietą....
— Nie mogła wymówić ani słowa więcej. Oczy jej zgasły nagle, a ciemne źrenice pozbawione blasku który rozpromieniał je zawsze, nabrały przepaścistej, czarnej głębi. Boleść i groza walczyły chwilę na jej twarzy, aż nizko pochyliły czoło, z taką pogodą podnoszące się zwykle. Chciała postąpić ku matce, chciała coś wymówić; jakieś słowa przerażenia, czy proźby, czy miłości wisiały na ustach jej drżących i zbladłych; ale nie mogła wymówić nic, nie mogła postąpić o własnej sile kilka kroków. Opierając się o sprzęty, chwiejąc się nakształt istoty w której wnętrze zapadł cios niespodziewany a straszny, wyszła z pokoju.
Hrabia wiódł za nią wzrokiem póki nie zniknęła, potem zwrócił się ku Ewie. Oczy jego tak łagodne zwykle, teraz paliły się gorącemi iskrami żalu i gniewu.
— Wstyd ci Ewo! — zawołał surowym głosem — wstyd! wstyd! Byłaś niewierną kochanką, obłudną żoną, złą matką! Żyłaś na to tylko, aby zadawać męczarnie tym co cię kochali, i zawodzić tych co składali w tobie ufność! O nieszczczęśliwa kobieto! wejdź w siebie i ukorz się głęboko, bo jesteś bardzo, bardzo małą!