Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 2.djvu/344

Ta strona została uwierzytelniona.
—   338   —

szczelniej jeszcze zakryły utkwione w ziemi oczy. W uszach jej zabrzmiały słowa hrabiego: „Byłaś niewierną kochanką, obłudną żoną, złą matką!“ Tak; tem wszystkiem ona była — to jest niepotrafiła nigdy być czem innem jak niczem. A jednak nie była z natury złą zni upośledzoną, czuła to; nosiła nawet w sobie pewne instynkta cnoty, pewne nieokreślone pragnienia uczuć silnych i prawych. Natura obdarzyła ją charakterem słodkim, łagodnym, i sercem łatwo wzruszyć się dającem. Do czegoż posłużyły jej dobre dary natury? Nie ćwiczone wolą, nie doskonalone wysileniami rozumu, nie zahartowane w pracy ducha i ciała, nie oparte na stałych podstawach przekonań, rozmiękły w powodzi próżniaczych i pieszczotliwych przyzwyczajeń, jak listek róży samopas puszczony na falę letniej wody. Ewa widziała wciąż przed sobą surową i pełną poważnego żalu twarz hrabiego, i przypomniała sobie ów wieczór daleki, i również daleki dzień poślubny, w którym człowiekowi temu, składającemu w jej ręce całe ufne i kochające swe serce, przyrzekła być żoną wierną, i szanującą niezmazaną cześć jego imienia. Mówiła to wtedy z zupełną dobrą wiarą, a jednak nie była zdolną wypełnić nawet tej skąpej, smutnej obietnicy. Porwana namiętnością, przeniewierzyła się myślą te obietnicy; a gdyby tylko posiadała jednę szczyptę więcej odwagi fizycznej, przeniewierzyłaby się