Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 2.djvu/348

Ta strona została uwierzytelniona.
—   342   —

Twarz Krystyny pochylała się nad jej głową, jaśniejąc śród zapadającego zmroku; ciemne oczy jej wpatrzone w nią, głębokie były i smutne, ale łagodne i kochające. Ewa przymknęła znowu powieki. Ogarnęły ją dwa dziwnie zmieszane z sobą uczucia: wstydu i szczęścia. Ukryła twarz w dłoniach i znowu nizko pochyliła głowę. Ale Krystyna otoczyła ją teraz obu ramionami, które silne choć miękkie, podniosły ją z ziemi i jak dziecię złożyły na poduszkach sofy. Potem uklękła przed leżącą bezwładnie kobietą, i obie ręce jej ujęła w swoje dłonie.
— Matko moja! — szepnęła, — przebacz mi że przychodzę tak późno!
Tym razem Ewa otworzyła oczy pełne zdumienia. — Jakto! ją więc błagano o przebaczenie, ją, która poniżyła się tak głęboko, tak srogo zraniła serca innych!
— Przebacz mi, matko moja, że przychodzę tak późno! — powtórzyła Krystyna, i znowu przytknęła gorące usta swoje do rąk jej i czoła. — Powinnam była wcale nie odejść ztąd, i odrazu powiedzieć ci, że pomimo wszystkiego co zaszło, kocham cię i niczego więcej nie pragnę, jak ocierać łzy twoje, jak moją siłą zastąpić twoją siłę... Alem doświadczyła sama boleści wielkiej, która na chwilę uczyniła mię słabą... przebacz mi matko moja, żeś straszną godzinę tę przepędziła sama, że nie byłam przybie, to