aby podnieść głowę twą ciężką od wstydu, ukoić serce miotane burzą...
Ewa słuchała jak upojona. Głos Krystyny cichy, głęboki, pełen niewysłowionego smutku i nieznającej granicy miłości, wydawał się jej w tej chwili niebieską pieśnią anioła. Chciała podnieść się, ale zabrakło jej siły; chciała wyciągnąć ramiona, ale ogarnęła ją dziwna nieśmiałość. Poruszyła się tylko niespokojnie i westchnęła z głębi piersi. Krystyna położyła znowu na czole jej dłoń miękką, jakby ochłodzić je i uspokoić pragnęła; niżej jeszcze pochyliła się nad jej twarzą, i mówiła dalej:
— Uspokój się matko moja, i ufaj sercu twojej córki. Cokolwiekby się stać miało, nie zawiedzie cię ono, nie zdradzi... Przypomnij sobie te chwile, w których małą dziecinę brałaś w twe słodkie ramiona, i całowałaś jej usta i oczy, wkładałaś w jej małe rączęta swoje długie, złote włosy, aby bawiąc się niemi, śmiała się na twem łonie... Przypomnij sobie jak sadzałaś obok siebie dorastającą dzieweczkę, i ręce jej trzymając w swych dłoniach, patrzałaś na nią wzrokiem zanurzonym w tkliwości... Czy pamiętasz te chwile matko moja? bo ja je pamiętam. Pomimo wszystkiego co było kiedy, co stało się dziś, wiem że kochałaś mię... że kochasz mię jeszcze... Pocałunki jakiemi kiedyś okrywałaś głowę moją, słowa pieszczoty jakiemi budziłaś mię,
Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 2.djvu/349
Ta strona została uwierzytelniona.
— 343 —