Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 2.djvu/35

Ta strona została uwierzytelniona.
—   29   —

siedziała przez kilka sekund ze splecionemi na kolanach rękami, nie podnosząc oczu, jakby lękała się, aby najlżejszy ruch dłoni jej lub nawet powiek, nie wywołał znowu z piersi matki jęku lub skargi.
Ewa leżała chwilę z przymkniętemi oczami, niby odpoczywając po gwałtownych wstrząśnieniach. Twarz jej chuda i napiętnowana fizycznem cierpieniem, pozbawioną była wszelkiego wyrazu, któryby zdradzał myśl jakąś lub uczucie; i gdyby nie lekkie podnoszenie się piersi, od którego drżały zdobiące jej suknię pajęcze koronki, możnaby myśleć, że zemdlała. Po chwili, zaróżowione jakby od strudzenia i pociemniałe jej powieki, podniosły się z ciężkością; wzrok jej w którym malowała się wyraźnie omdlała, ruchu i życia pozbawiona dusza, upadł na świeżą, jasną, i pomimo chwilowej nieruchomości pełną młodego i zdrowego życia twarz Krystyny. Widok ten nie zdawał się sprawiać na niej żadnego, ani ujemnego, ani dodatniego wrażenia. Lekkie tylko zmieszanie zamigotało w bladych jej źrenicach, i poruszyło wargami. Uczuła snać, że powinna była przemówić do córki, a myśl ani serce nie poddawały jej ustom żadnego wyrazu. Poruszyła się na sofie, podjęła zwolna głowę obciążoną jak dawniej bogatemi splotami złocistych włosów, i opierając ją na dłoni, wymówiła zcicha:
— Jakie te wieczory zimowe długie... długie...