Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 2.djvu/351

Ta strona została uwierzytelniona.
—   345   —

Urwała nagle, i trwożny wzrok zapuściła w twarz matki.
Ewa płonęła szkarłatnym rumieńcem; podniosła się i usiadła, drżącem ramieniem wspierając się o poduszki sofy. Krystyna trzymała ciągle rękę jej w swych dłoniach.
— Czy obraziłam cię matko moja? — zapytała głosem, w którym brzmiała bolesna walka, jaką staczała ze sobą ta szczera i kochająca natura, rozdarta pomiędzy miłością dla matki i dla prawdy.
— Mów dalej! mów drogie moje dziecko! — szepnęła Ewa zamykając znowu powieki.
Krystyna pochyliła się i przez kilka chwil w milczeniu całowała rękę jej i kolana. Potem podniosła twarz zalaną łzami, i cichym lecz pewnym głosem zaczęła znowu mówić:
— Tak, matko moja, uczucie twoje jest występne. Są przyrzeczenia, które raz wypowiedziane zobowiązują człowieka na wieki, złamanie ich musi być występkiem. Jedno z takich przyrzeczeń, ty matko, dałaś człowiekowi, którego imię przyjęłaś za swoje — nie dzieckiem już będąc, nie młodziuchną dzieweczką, nierozumiejącą siebie, ale kobietą dojrzałą w pełni woli i rozumu. On kochał cię, położył w tobie całą ufność swego serca, nie upoważnił cię niczem do złamania obietnic. Czy masz mu co do wyrzucenia? nie, matko moja. Zapytaj twego własnego, dobrego serca, a ono ci odpowie, że czło-