Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 2.djvu/356

Ta strona została uwierzytelniona.
—   350   —

niosła córkę z ziemi. — Wstań — rzekła, — i chodź ze mną!
Odgarnęła włosy z czoła i twarzy, poprawiła nieład sukni i pociągnęła taśmę od dzwonka.
— Idź do pana Dembielińskiego — rzekła służącemu, — i powiedz mu, że życzę sobie widzieć się z nim natychmiast w pracowni hrabiego!
— Moja matko! — zaczęła Krystyna zbliżając się ku niej i biorąc ją za rękę, — co chcesz uczynić?
Ewa raz jeszcze objęła jej szyję i pocałowała ją w czoło.
— Co ci do tego? — rzekła nieledwie z uśmiechem, — pozwól matce twojej zrzucić z sumienia wielki ciężar, i z głowy wielki wstyd! Nie przeszkadzaj mi w niczem, chodź ze mną!
W pracowni hrabiego paliła się już na stole lampa i ogień płonął w obszernym kominie; nikogo jednak w pokoju nie było w chwili, gdy Ewa i Krystyna próg przekroczyły, a w drzwiach przeciwległych ukazał się Dembieliński. Na jego widok nieposkromione drżenie przebiegło Ewę od stóp do głowy; wyraz głuchej walki wybił się znowu na twarz jej bladą, zmiętą i zoraną. Szybkoto jednak minęło, bo wzrok Ewy niby ku źródłu siły zwrócił się ku Krystynie, i ztamtąd już spojrzenie jej błyszczące jeszcze źle oschłemi łzami, ale spo-