kojniejsze i jaśniejsze niż kiedy, spłynęło na twarz zbliżającego się mężczyzny.
— Pani hrabino — pierwszy ozwał się gość, — pośpieszyłem tu na jej rozkaz... — Dokończył myśl swą pełnym uszanowania ukłonem; ale oczy jego niespokojnem prawie wejrzeniem szukały oczów Krystyny, która podając krzesło matce, na nią tylko patrzała.
Ewa nie usiadła, tylko oparła rękę na poręczy krzesła.
— Panie Dembieliński — zaczęła pewnym głosem i z podniesioną głową, — mąż mój zawiadomił mię o oświadczeniu, jakie mu wczoraj uczyniłeś pan względem Krystyny. Pan kochasz moją córkę i pragniesz otrzymać jej rękę?
Przy ostatnich słowach brzmiących tonem zapytania, Dembieliński podniósł głowę. Poważnym był w tej chwili i widocznie wzruszonym.
— Tak pani — odpowiedział, — pokochałem Krystynę szczerze i głęboko. Ona podzieliła uczucie moje. Tę samą prośbę jaką wczoraj zaniosłem do przybranego jej ojca, dziś zanoszę do jej matki.
Wyrzekł to z prostotą, jaka zawsze i nieodłącznie towarzyszy prawdziwemu uczuciu... Głos jego łagodniejszy był i cieplejszy niż zwykle; nie było w nim pokory, ale nie było też i zwyczajnej mu dumy.
Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 2.djvu/357
Ta strona została uwierzytelniona.
— 351 —