Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 2.djvu/366

Ta strona została uwierzytelniona.
—   360   —

Przenosiny te miały miejsce w niewiele dni po owem spotkaniu się Suszyca z podejrzanym włóczęgą w głębi Dolinieckich lasów. Nazajutrz okna bawialnej izby zaczęły już okrywać się różnokolorowemi strzępkami papieru, a za szybami sypialnej ukazała się zzieleniała od starości oliwa w nadtłuczonej butelce, kawał brudnego masła owiniętego w bibułę, słoiczek z pomadą i kilka okruch spleśniałego sera. Ludzie idący ulicą mogli poczuwać z rana ulatniającą się przez nieszczelne okna woń przypiekanych panieńskich włosów, a w południe i wieczory słyszeć ostre, kłócące się głosy. Do domu nad kałużą wraz z rodziną Suszyców wniosły się widocznie domowe jej bogi: skąpstwo z pretensją, nieład z próżniactwem, chłód z kłótnią. Byłyto bogi posępne; ale posępniejsze jeszcze przypomnienia spotkały Suszyca u progu tej izby, w której mieszkał przed laty pomiędzy nagiemi ścianami, pleśnią wilgotną i chłodem cuchnącym pustką, a do której wracał teraz witając znowu ściany nagie, wilgotne plamy pleśni, chłód i pustkę. Tylko że dawniej w nędznym pokoju tym stał i spoglądał nań czasem miły towarzysz młodości jego, flet; teraz już go nie było, tak jak żadnej już pieśni, żadnego echa jakiejkolwiek pieśni nie było w piersi człowieka, który niegdyś, w zaraniu życia grywać na nim lubił. Pierś jego była pustą, zato sumienie... ciężkie. Dla czego Suszyc resztę pozo-