Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 2.djvu/374

Ta strona została uwierzytelniona.
—   368   —

— Od kilku już tygodni wałęsa się „on“ po okolicach N., policja go ściga, i ludność także, która otrzymała rozkaz pojmania go jeśliby się gdziekolwiek pojawił. Jak dziki zwierz kryje się on po lasach, a ja codziennie noszę mu pożywienie. Pieniądze oddałem wszystkie jakie miałem, nie mam już nic do dania, a on chce więcej. Wie o tem, że jesteś teraz bogatym i dopomina się o widzenie się z tobą. Dotąd uspakajałem go i powstrzymywałem, ale brak mu już cierpliwości... Nie poszedłem dziś, i nigdy już nie pójdę. Jeżeli chcesz dłużej siedzieć tu w pantoflach i szlafroku, przypatrywać się tym malowanym na ścianach pięknościom i wąchać dymki kadzideł, idź do niego i zanieś okup. Inaczej on tu sam przyjdzie...
Tym razem mały człowieczek pochylił się naprzód, obie ręce mocno przycisnął do piersi, i nie mógł już utaić drżenia wstrząsającego całem jego szczupłem, jakby śliskiem i bezkostnem ciałem.
— Przyjdzie! — zajęczał piskliwym prawie głosem, — jak on tu może przyjść? nie ośmieli się przyjść do miasta, bo wie, że tu najprędzej schwytanym być może... Strachy na lachy... ja się nie boję, nie... nie... To pewne, że pieniędzy nie mam i po błocie czołgać się nie myślę do jakichś tam lasów! Brrrrr!
Zatrząsł się cały na wspomnienie przykrej w istocie o tej porze roku przechadzki, i przysunął nogi bliżej do ognia.