Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 2.djvu/384

Ta strona została uwierzytelniona.
—   378   —

zroczystej czarnej zasłony, widać było dwie wilgotne smugi świeżych łez, staczające się po bladych jej policzkach. Stanęła w pobliżu trzech niewielkich okien, które z pomiędzy wszystkich innych same jedne opatrzone były szybami, i podniosła na nie oczy. W tej samej chwili spadła sztora okrywająca z wewnątrz jedno z tych okien, Rycz zobaczył zblizka wysmukłą postać, i piękną, smutną twarz swej córki.
Młoda dziewczyna okrążała załom starego muru, o kilkanaście kroków oddalony od bramy; tuż za nią postępował wysoki, barczysty mężczyzna, z odrażającą twarzą i w odrażającem odzieniu. Ona go nie widziała, nie odwracała głowy; szła zwolna, cała zatopiona we wspomnieniach, które nie opuszczały jej nigdy, a teraz wzmogły się i odświeżyły na widok posępnych miejsc, śród których upłynęło jej dzieciństwo. Przestąpiła spróchniały próg na wpół rozwalonej bramy, i zbliżała się ku powozowi, gdy posłyszała za sobą przytłumiony, ochrypły głos.
— Panienko! panienko! daj jałmużnę!
Odwróciła głowę, a wzrok jej padł na brzydką twarz stojącego za nią człowieka. Pod wpływem jej wzroku olbrzymia postać człowieka tego drgnęła od stóp do głowy. Wielka, koścista, brudna i nabrzmiała dłoń wyciągnięta po jałmużnę, trzęsła się jak w febrze; czarne, głęboko zapadłe oczy to-