nęły w bladej twarzy dziewczyny z wyrazem dzikiej, gniewnej żałości. Ale oczy Klary przelotnem tylko spojrzeniem spłynęły po tej odrażającej twarzy i postaci, sięgnęła do kieszeni, i parę sztuk miedzianej monety położyła na wyciągniętej, trzęsącej się dłoni. Po chwili była już w powozie, a gdy ten się oddalił, pieniądze zsunęły się z dłoni Rycza na ziemię, a on odwrócił się plecami do błotnistej uliczki, i przycisnął czoło do jednej ze spróchniałych desek parkanu. W tej samej prawie chwili Suszyc wyszedł z bramy, i spostrzegłszy nieruchomo stojącego człowieka, pociągnął go za połę sukmany.
— Sebastjanie — wymówił półgłosem, — przypominam ci, że Don Roderygo z upragnieniem oczekuje twojego powrotu, aby ukończyć załatwienie wiadomego ci interesu.
— Niech czeka — rzekł Rycz, — pierwej pójdę do „niej“!
— Suszyc pobladł trochę. A więc do Dolin? — zapytał.
— Muszę ją zabrać z sobą — szepnął do siebie Rycz.
— Człowieku! — zniżonym głosem zawołał Suczyc — wszakże wyniosłeś się już raz ztamtąd unikając pojmania... Poznają cię!
— Niech poznają — mruknął Rycz zaciskając pięście, — jestem przecież ojcem i mam prawo do
Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 2.djvu/385
Ta strona została uwierzytelniona.
— 379 —