od ciebie jałmużny... nie chcę od ciebie nic, tylko pocałuj mię... obejmij mię za szyję. Jakażeś podobna do matki... Och! moje dziecko!
Ostatni wykrzyk wybuchnął z jego piersi wraz z ogromnem westchnieniem. Całe piekło fizyczne i moralne w jakiem człowiek ten nurzał się oddawna, zajęczało w tem westchnieniu. Ostatki uczuć jego człowieczych wzdęły się olbrzymią falą, przy zbliżeniu się do opuszczonego i odnalezionego dziecka, rozparły mu pierś strasznym bolem, i poplątały myśli w chaos obłąkane. Opasał ramionami smukłą kibić dziewczyny, i podniósł ją z nad ziemi jak lekkie piórko. Zarazem usta jego spieczone gorączką przylgnęły do czoła jej, oczów, ust i warkoczy. Wtedyto Klara obezwładniona dotąd przerażeniem, stojąca bez ruchu, wydała ten okrzyk głośny, przeciągły, brzmiący bezdenną boleścią i okropną trwogą, który przebił się przez mury, i wniknął do pracowni hrabiego w tej samej właśnie chwili, w której Krystyna i Dembieliński stali przy sobie, zapatrzeni wzajem w siebie, z połączonemi dłoniami, i miljonem cudownych nadziei i obietnic w rozkochanych spojrzeniach.