Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 2.djvu/410

Ta strona została uwierzytelniona.
—   404   —

rjera moja skończona. Dla czegóż więc resztą życia mego nie miałbym okupić reszty ich życia...? Co się stało, stać się było powinno. Przeszkody jakie stawiłem ostatecznemu rozwiązaniu, usiłowania jakich dokonywałem w celu niedopuszczenia go lub przynajmniej oddalenia, uważam za ostatnie tchórzostwo i ostatni występek człowieka, którego życie całe było szeregiem słabości i błędów. Dla tego też, lubo wiem z pewnością, że człowiek dziś tu pojmany odkryje całą prawdę, nie rozpaczam bynajmniej; owszem, czuję się spokojniejszym niż byłem oddawna...
Dembieliński stał ze spuszczonemi oczami, i trudno było odgadnąć czy słyszał nawet ostatnie zwrócone do niego wyrazy. Nie podniósł oczu na gościa gdy ten skinął mu głową na znak pożegnania, i zdawało się, że nie widział go gdy powolnym, równym krokiem opuszczał pokój. Po kilku dopiero minutach zupełnej, kamiennej jakby nieruchomości, opuścił się zwolna na najbliższe krzesło, i łokciami wspierając się o stół, czoło powleczone ciemnym rumieńcem ukrył w obu dłoniach. — Było ich troje — wymówił zcicha, i po chwili dodał jeszcze — niedołężny starzec, niewinna dziewczyna, i dzielny młodzieniec!
To co czuł w tej chwili, musiało być dolegliwem, głębokiem cierpieniem, bo palce jego zatapiały się