Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 2.djvu/417

Ta strona została uwierzytelniona.
—   411   —

czą moją szyję, głowa moja spocznie na jej piersi; kiedy obrazy przeszłości ścigać mię będą, położę dłoń jej na moich oczach, i przestanę widzieć te czarne pasma, które owijają życie moje pod błyszczącą jego pozłotą. Co wieczór usnę z sercem jej bijącem przy mojem sercu, co rana budzić się będę ogarnięty promieniami wpatrzonych we mnie jej oczów. Kochać i ufać, czuć się kochanym i prawym w czynach swych i myślach, uwielbiać wszystko co piękne i dobre, i posiadać obok siebie serce szlachetne, umysł wzniosły, który każdemu uczuciu, każdej myśli mojej wiernym wtórem odpowie... co za życie! jakie gorące, prawe, czyste szczęście!“
„Takie życie i takie szczęście musi być moim udziałem! Dla czegożbym posiąść go nie miał? Bogaty jestem w zdrowie, siłę, wolę... ona mię kocha...“
„Gdybyżto jeszcze można było zapomnieć, umrzeć i urodzić się nanowo, i w jednej sekundzie rozdzielającej śmierć z urodzinami, postradać pamięć o wszystkiem co było... pogrążyć się w jakichś wodach Letejskich i wyjść z nich bez rdzy przeszłości, świeżym jak jutrzenka dnia powstającego, jasnym jak świtanie dnia pogody i urodzajności!“
„Zapomnienia! zapomnienia! Iluż na świecie ludzi pożąda go, a nie otrzymuje! Byłżebyto jeden z tych krzyków, na które nie mają odpowiedzi ża-