Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 2.djvu/418

Ta strona została uwierzytelniona.
—   412   —

dne echa ziemi? byłżebyto krzyk człowieka, który czuje że tonie w brudnych falach, w jakie pogrążył się dobrowolnie, i z rozpaczą wyciąga ręce ku zdrojom wód czystych i niedosięgłym kryształom błękitnego nieba?“
„Jakaś żmija jadowita owinęła me serce, i daremne czynię wysilenia, aby ją z piersi mej wyrzucić. Jakiś tuman niezwykły napełnia mą głowę i zaćmiewa światłość źrenic... Byłżebyto kir żałobny, sprawiedliwą ręką rozciągany na pragnienia serca mego, na nadzieje przyszłości?... Wydaje mi się, jakobym nie był tu sam jeden... ktoś stoi za mną, jęczy i szlocha... pod stopami memi czuję rozciągnięte ludzkie jakieś, w męczarniach drgające ciało... O męki, męki... Alboż ja sam im nie ulegam... alboż są mi one nieznane... Kainie! cożeś uczynił...
„Precz! przecz odemnie ty groźna, krwawa maro pomsty! Obiema memi silnemi dłoniami odpycham cię od siebie, o ty bajeczna Nemezys, która jednak jesteś jedną z prawd najtajniejszych lecz najnieubłagańszych!
„Nie chcę cię znać, nie ulegnę ci! Idź, szukaj po świecie głupich, słabych, zabobonnych, i bierz ich sobie na ofiarę! Ze mną walczyć musisz... pokażę ci żem silniejszy!...“
Przestał pisać znowu, i zaczął szerokiemi lecz powolnemi krokami przebiegać pokój. Na twarzy jego wstępował powoli blask jasny i gorący.