Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 2.djvu/430

Ta strona została uwierzytelniona.
—   424   —

tartym paltocie, z twarzą długą, chudą, wązkim, mocno posiwiałym zarostem otoczoną; z blademi oczami głęboko zapadłemi, i bardzo obojętnie rozglądającemi się dokoła. Jedną rękę człowiek ten zanurzał w kieszeni paltota, drugą podnosił do ust tanie groszowe cygaro. Czas jakiś stał on tam samotny i przez nikogo niezauważany; patrząc na niego możnaby rzec napewno, że nawzajem nie zwracał on na nic i na nikogo najmniejszej uwagi — z taką obojętnością blade oczy jego przesuwały się po otaczających twarzach i przedmiotach, albo podnosiły się w górę i ścigały unoszące się w powietrzu błękinte kółka cygarowego dymu. Po chwili jednak ten i ów zaczął zbliżać się do stojącego na uboczu mężczyzny. Jakiś przysadzisty, z jowialną fizjonomją jegomość ujrzawszy go, postąpił żywo kilka kroków i pulchną ręką uderzając go z lekka w ramię, zawołał:
— Jak się masz panie Suszyc. Czy słyszałeś nowinę?
Zagadniony zwrócił powoli obojętny swój wzrok na twarz pytającego, skinął niedbale głową na znak przywitania, i wzajemnie zapytał: — Jaką nowinę?
— A no — mówił jowjalny jegomość, — toż przecie całe miasto o tem mówi! To fałszerstwo, pamiętasz, którego przed dziesięciu laty dopuściła się jakaś banda łotrów, ma być teraz odkrytem ze