Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 2.djvu/431

Ta strona została uwierzytelniona.
—   425   —

wszelkiemi szczegółami. Jednego z bandy złapano już podobno.
Suszyc obojętnie wzruszył ramionami. — Nic w tem dziwnego — rzekł — takie rzeczy odkrywają się zawsze prędzej czy później!
Przysadzisty jegomość zacierał pulchne ręce. — Rad jestem, bardzo rad jestem, że raz przynajmniej niegodziwi ci ludzie znalezieni i ukarani zostaną. Łotryto byli panie, w całem znaczeniu tego wyrazu! Nieprawdaż szanowny ekskolego?
— Niezawodnie — odpowiedział Suszyc ścigając wzrokiem błękitne kółka dymu.
W tej chwili obok drewnianej przegrody przechodziła niemłoda kobieta, w kapeluszu z żółtemi wstążkami i z koszykiem przeznaczonym na sprawunki, zawieszonym na ramieniu. Spostrzegłszy dwóch rozmawiających, zbliżyła się szybko.
— Moje uszanowanie panu kontrolerowi! jak się ma pan Suszyc! Słyszeliście panowie? istne dziwy dzieją się na tym świecie! Przyszłam tu za sprawunkami o niczem nie wiedząc, aż tu kędy się tylko obrócę, wszyscy mówią o tych sfałszowanych dokumentach, pamiętacie? coto za nie ten biedny Walery uwięzionym został! Powiadają że on teraz zmartwychwstanie i Kazimierz Chmurski także! No, chwała Bogu! ja nigdy nie wierzyłam aby oni mogli fałszować dokumenty i biedną córkę Walerego garnęłam do siebie póki mogłam. Niewiem co te-