Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 2.djvu/432

Ta strona została uwierzytelniona.
—   426   —

raz dzieje się z dziewczyną. Zachorowała u mnie z wielkiego smutku pewno, i kilka razy leczyła się w szpitalu... Potem słyszałam że poszła w służbę na wieś. Ot losy. losy! a takieto było wypieszczone przez ojca, i ten Kazimierz poczciwy tak ją kochał. Potem się to zmarnowało! No, ale ci co tego piwa nawarzyli, ciężko teraz przed prawem odpowiedzą!
— A przed Bogiem jeszcze ciężej — dokończył nadchodzący w tej chwili mężczyzna z siwemi włosami i chudą, żółtą twarzą, zbrzękniętą z jednej strony i obwiązaną starą, podartą szmatą płócienną.
— I ty tu panie Leonie? — zwrócili się ku niemu przysadzisty jegomość i kobieta w żółtym kapeluszu. Cóż? zawsze cierpisz na fluksję?
— Więcej jak kiedy — cienkim dyszkantem odparł zagadniony. — Żebyto tylko fluksja! ale różne choróbska czepiają się człowieka z biedy i smutku! Ledwie nogi włóczę i pewno nie byłbym dziś wyszedł z domu, gdybym nie był ciekawy posłyszeć cokolwiek o tej historji, która mnie i biedne moje dziewczęta chleba pozbawiła.
— A prawda! — uderzając dłoń o dłoń zawołała kobieta z koszykiem; — tożeś pan także przez te fałszywe dokumenta miejsce utracił.
— A tak! — kiwając głową i trzymając się za twarz obrzękłą przytwierdził eksurzędnik; — pra-