z pod jej powieki, i blaskiem brylantu zajaśniała na ciemnej rzęsie...
W tej chwili Ewa otworzyła oczy. Ujrzawszy łzę córki i tę twarz tak świeżą zwykle, w tej chwili pobladłą od smutku, podniosła się żywo na siedzeniu.
— Otóżto — zawołała, — przebyłaś ze mną kilka chwil zaledwie, a już jesteś smutną i płaczesz... Takieto szczęście dać ja mogę tym, którzy go odemnie żądają... tak było zawsze...
O czem Ewa przypomniała sobie gdy tak mówiła, jakie wspomnienia i wyrzuty stanęły przed nią w postaci tak groźnej i przerażającej, że blade źrenice jej strzeliły posępnym ogniem i wpatrzyły się w przestrzeń z wyrazem głuchego, tłumionego gniewu? Krystyna nie wiedziała o tem, nie znała życia i przeszłości swej matki; nie wiedziała jaka choroba moralna podkopała pierwsze, jakie winy i błędo obarczały drugą. Toteż wyraz pewnego zmęczenia wybił się na twarz jej, nie wiedziała już co ma mówić i czynić, aby chociaż na chwilę wyrwać swą matkę z tego okropnego stanu, w jakim ona pogrążoną była.
— Mamo — ozwała się usiłując głosowi swemu nadać dźwięk swobodny i wesoły, — jutro zapewne będziemy mieli niespodziewanego gościa.
Ewa obudziła się z zamyślenia i wzruszyła ramionami.
Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 2.djvu/44
Ta strona została uwierzytelniona.
— 38 —