Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 2.djvu/441

Ta strona została uwierzytelniona.
—   435   —

poręczy i z pod gęstych, dość pięknie zarysowanych, lecz uroczyście zsuniętych brwi, spoglądała prosto przed siebie z wyrazem wszystkowiedzącej, nieomylnej mądrości. O kilka kroków ztamtąd, przy samym prawie oknie siedziała inna jeszcze kobieta, wysoka, chuda, koścista, niezmiernie cienka w pasie, z twarzą bladą, zwiędłą i przypominającą profil ptasi. Ubiór jej składał się z czarnej gładkiej sukni, wązkiego, nieposzlakowanej czystości kołnierzyka, i zgrabnych, kokardami przystrojonych bucików, które jakby mimowoli i w skutek długoletniego przyzwyczajenia, wysuwały się z pod sukni, ukazując zamkniętą w nich bardzo w istocie ładną nóżkę. Pomimo tych bucików zdradzających resztki pretensji i zalotności, czarna suknia i wązki gładki kołnierzyk, nadawały postaci tej podstarzałej panny pozór suchy i sztywny. Przed nią stał mały stoliczek, na którym w kilkunastu załamaniach leżał wielki arkusz cieniutkiego papieru. Panna trzymała scyzoryk w suchych kościstych palcach, i wyrzynała nim w papierze różne jakieś esy i arabeski, według wzorów, które wyraźnie czerpała z własnej imaginacji. Zdawała się być całkowicie pogrążoną w swej robocie; chwilami tylko podnosiła powieki i rzucała na dwie w pobliżu siedzące kobiety przelotne, ostre wejrzenia; usta jej dość ładnie zarysowane lecz zwiędłe i bezbarwne, zaginały się w ostre kąty, zdradzające złośli-