Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 2.djvu/443

Ta strona została uwierzytelniona.
—   437   —

toczyła się pomiędzy małą kobietką wyprostowaną na kanapie, i damą w brudnej sukni rozpartą w fotelu.
— Moja córko — mówiła pierwsza, — jestem najzupełniej pewna, że prędzej spodziewałaś się śmierci, niż znaleźć rodziców twych zainstallowanych nanowo w tej okropnej jamie. Co do mnie...
Dama w brudnej sukni z większą jeszcze uroczystością zmarszczyła brwi, i wyżej podnosząc głowę, przerwała.
— W okropnej tej jamie przepędziłam przecież wspólnie z rodzicami memi kilka lat życia, kilka lat, które słusznie nazwaćbym mogła wiosenną porą mojej młodości. Wspomnienia które wyniosłam z tej wiosennej pory, nie są wcale tak przyjemne i urocze, abym czuła potrzebę rozwodzić się nad niemi długo; a jednak nie uskarżam się bynajmniej i nie żądam od nikogo aby wymazał mi je z pamięci.
— Co do mnie — ciągnęła matka rodziny puszczając mimo uszu słowa córki, — przywykłam do miłych niespodzianek, jakie ojciec wasz sprawiał mi zawsze, i do tych poniżeń i niewygod, jakie przenosiłam przez ciąg długoletniego mego z nim pożycia. Nie idzie za tem abym była zupełnie zdecydowaną na znoszenie ich aż do śmierci, i posiadając dzieci dorosłe, sądzę, spodziewam się, że mam prawo...