— I cóż mię to obchodzi? Ja nie potrzebuję wcale gości, i wiesz dobrze iż nigdy nawet nie okazuję się tym, którzy przybywają do hrabiego.
— Ale gość o którym mówię — ciągnęła Krystyna, — przybędzie raczej do ciebie mamo i do mnie, niż do ojca. Jestem pewna że będziesz mu rada, bo będzie nim...
— Christine — szeroko poziewając przerwała Ewa, — nie mogę dłużej z tobą rozmawiać. Je suis au bout de mes forces, i potrzebuję spoczynku. Dobranoc ci moje dziecko...
Krystyna wstała z nizkiego swego siedzenia, nie probując kończyć rozpoczętą rozmowę. Wiedziała dobrze, iż matka przepędzanie z nią paru godzin dziennie, uważała sobie za obowiązek, który pełniła przez jakieś poczucie przyzwoitości czy ustępstwa. Ale obowiązek ten ciężył jej widocznie, i zaledwie kilka słów zamieniwszy z córką, radaby ją była coprędzej pożegnać; nie miała jej nigdy nic do powiedzenia, nie lubiła jej słuchać, słowem czuła w niej istotę różną od siebie o całe niebo. Może zazdrościła córce, może wstydziła się jej jasnych, otwartych, promienistych oczu; może nakoniec obecność córki mordowała zesłabły jej umysł i rozdraźniała do reszty rozstrojone nerwy. Łagodna przecież i apatyczna, z trudnością zdobywała się na słowo pożegnania; czuła to może, iż ono raniło serce młodej dziewczyny. Ale gdy raz uczy-
Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 2.djvu/45
Ta strona została uwierzytelniona.
— 39 —