Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 2.djvu/454

Ta strona została uwierzytelniona.
—   448   —

W tej samej chwili we drzwiach sąsiedniego pokoju ukazał się ojciec rodziny. Parę sekund zatrzymał się na progu, i jednem przeciągłem spojrzeniem ogarnął całe obecne grono. Potem postąpił kilka kroków, stanął oparty plecami o ścianę przeciwległą oknom, i powolnym ruchem krzyżując ręce na piersi, wyrzekł:
— Klementyno, wyprowadź ztąd twoje dzieci!
Dama w brudnej sukni, która z wysoko podniesioną głową i uroczyście zsuniętemi brwiami postąpiła była naprzód, w celu jak się zdawało powitania ojca, stanęła jak przykuta do miejsca, uderzona może niezwykłym wyrazem jego twarzy i dźwiękiem głosu, jakiemu podobnego nie słyszała nigdy. Natychmiastowe przecież spełnienie czyjegoś rozkazu, sprzeciwiałoby się jej powadze.
— Mój ojcze — zaczęła, — zdaje mi się, że jeżeli przywiodłam tu ze sobą dzieci moje, nie powinny być one oddalone...
— Klementyno — powtórzył Suszyc, — wyprowadź ztąd twoje dzieci...
Na bladej bardzo, mnóstwem zmarszczek zoranej w tej chwili twarzy jego, rozlewał się smutek bezdenny; zwiędłe usta utraciły ten sztuczny, przykry uśmiech, z jakim dotąd przemawiały zawsze do ludzi; a zwisłe w dół obu kątami, przybrały wyraz, w którym znikająca gorycz mieszała się z coraz silniejszą boleścią. Zapadłe, blade źrenice żarzyły