Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 2.djvu/460

Ta strona została uwierzytelniona.
—   454   —

Połączeni nieszczęsnym jakimś trafem, zamiast udoskonalać, psuliśmy się wzajemnie. Natury nasze sprzeczne ze sobą, nigdy pogodzić się nie mogły; zamiast miłości, powstała między nami walka zrazu, obojętność potem, nakoniec niechęć granicząca blizko z nienawiścią. Nie chcę ci przecież nic wyrzucać, jak też i o przebaczenie prosić cię nie będę. Całą winą twoją było to, żeś nie miała w sercu swem ani jednej iskry ciepła dla rozgrzania zimnego życia; a w głowie ani jednego promienia poezji, dla rozjaśnienia mrocznej doli ubogiego mężczyzny, który śród zmudnej pracy i powszedniego otoczenia, aby nie zmarnieć i nie upaść, potrzebował mieć około siebie coś coby rozgrzewało go, uszczęśliwiało, a zatem wspierało i podnosiło. Ty byłaś kobietą zimną, skrytą, chciwą i samolubną; ja — byłem człowiekiem słabym. Nie umiałem zwyciężać ciebie i siebie; zbyt prędko zmęczyłem się walką, która pomiędzy nami powstała. Pozwoliłem goryczy zapanować nad mem sercem, opuściłem niedbale ręce... przestałem być panem mego domu i przewodnikiem moich dzieci...
Umilkł na chwilę. Na blade policzki jego wstępowały zwolna słabe rumieńce, oczy rozpalone gorącym blaskiem bólu, nabrały miększego, łagodniejszego wyrazu. Odwrócił wzrok od małej, sztywnej kobietki, która pod wpływem słów jego spuszczała mrugając powieki, przygryzała usta i