Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 2.djvu/466

Ta strona została uwierzytelniona.
—   460   —

— Przyznaję — podnosząc głowę zabrała głos dama w brudnej sukni — przyznaję, że nie zrozumiałam dobrze o co właściwie chodziło ojcu w długiej przemowie jakąśmy usłyszeli; a jednak zdaje się, iż czytając wiele, powinnabym być oswojoną z rozmaitemi sposobami wyrażania się.
— Parole d’honneur — zawołał Ferdynand wstając z sofy i zapalając papierosa — jeżeli ojciec kazałeś mi zostać w domu dla tego tylko, abym usłyszał to co mówiłeś, daremnie straciłem godzinę czasu, i chybiłem śniadania u kolegów.
Pod wpływem tych słów, twarz Suszyca ostygła zwolna. Znikały z niej ognie namiętnych bólów i pragnień, pozostała tylko bezbrzeżna gorycz w zarysie ust, i gryząca żałość w połysku oczów. Zdawało się, że walczył z sobą chwilę, aż wywalczył od wnętrza swego uśmiech, ten sam uśmiech, z jakim przez wiele lat chodził po świecie. Spojrzał dokoła i rzekł.
— Złudzenia! wieczne złudzenia! Myślałem żeście jeszcze coś warci, i uderzyłem się przed wami w piersi wołając: „mea culpa!“ Widzę żem jedno więcej popełnił głupstwo... Bądźcie zatem zdrowi, i wspominajcie mię jak się wam będzie podobało.
Mówiąc to, uczynił parę kroków i zmierzał ku drzwiom; ale przestarzała panna powstała u okna w całej wysokości swej chudej, zwiędłej kibici, i wy-