Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 2.djvu/483

Ta strona została uwierzytelniona.
—   477   —

ma wątpliwości, iż człowiek ten dumny i skryty radby przed sobą samym ukrył tych niepotrzebnych gości, którzy wstępując mu do piersi i głowy, mącili myśli przywykłe do układania się w porządne szeregi, nadwerężali zaufanie jego w sobie samym, tę nieograniczoną wiarę jaką pokładał w swej woli i sile. Radby on ich może nietylko ukryć przed sobą, ale całkiem wyrzucić z siebie; a ponieważ tego żądał, musiał też dokonywać wysileń, aby zadośćuczynić swemu żądaniu. Teto zapewne wysilenia oblekły twarz jego wielką bladością, sztywność kamienną wlewały w linje rysów, w źrenice hardo patrzące z pod brwi ściągniętych rzucały ostre i gorące połyski, podobne do błyskawic wydzierających się na zewnątrz z łona wewnętrznej burzy.
Przed godziną doszła do zamku wieść o uwięzieniu dwóch Suszyców, ojca i syna, przyniesiona tam przez Sylwestra, który nawpół z ciężkiem zmartwieniem, nawpół z radością, opowiadał ją całemu domowemu towarzystwu w Dolinach, zgromadzonemu, jak zwykle bywało w poobiednich godzinach, w pracowni hrabiego.
Sylwester podzielał boleść żony, ale zarazem wspomnienie przyjaciela młodości odezwało się w nim z całą siłą dawnego, a niezachwianego przywiązania; wyrzucając to sobie niejako, czuł przecież radość na myśl, iż go odzyska, przywróconego