znać było że nie poddawał się on biernie gruchoczącemu, upokarzającemu temu uczuciu. Znalazło się w nim znowu dwóch ludzi, z których jeden miotany śmiertelną grozą pochylał głowę, drżał i upadał śród wstrząsającego nim lęku; drugi wstydził się tego czego doświadczał pierwszy, i mocował się z nim z całą pozostałą mu siłą. Pierwszy zwyciężał zrazu. — „Uciekać! uciekać!“ — wymówił w nim człowiek ogarniony trwogą; ale zaledwie to wymówił, a już wyraz ten powtórzony dwa razy, stał się hasłem zwycięztwa dla drugiego, opierającego się pierwszemu człowieka. Po wyrazie tym bowiem nastąpiło uczucie niezmiernego wstydu, które podniosło i do życia pobudziło upadającą wolę. — „Uciekać!“ — raz jeszcze powtórzył Dembieliński; ale w głosie jego nie trwoga już brzmiała, lecz oburzenie. Podniósł głowę. — Nigdy!
W tem „nigdy“, wymówionem z połączeniem gniewu i bólu, brzmiał wyrok woli, dumy i śmiałości, odbierającej głos i moc trwodze, i zachowawczemu instynktowi. — Miałżebym drżeć z obawy jak ów podły złoczyńca? — nie! nigdy!
Stał przed oknem szarzejącem niepewną światłością, i myślał. Znać było po nim, że rozważał, i przed sobą samym stawiając siebie samego, zapytywał:
— Cobyś uczynił gdyby...?
Zapytywał tak długo, długo i nie znajdował odpowiedzi.
Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 2.djvu/488
Ta strona została uwierzytelniona.
— 482 —