— Cobyś uczynił, gdyby świat cały...? O! mniejsza oto!... Ale gdyby ona... gdyby ona spojrzała na ciebie ze wzgardą? O...!
Ręce jego podniosły się znowu w górę, i objęły skronie, których tętna zastukały z szaloną mocą.
— Cobyś uczynił?... czy uciekłbyś z przed jej wzroku pogardliwego, aby go więcej nie widzieć? Zapewne... Ale wzrok ten poniósłbyś z sobą na zawsze... wszędzie... wszędzie... A więc, cóżbyś uczynił?...
Cała istota jego mocowała się z tem pytaniem, cała energja jego skupiła się w niem i zamknęła. On nie chciał, aby wyroki losu czy sprawiedliwości znalazły go nieprzygotowanym; on śmiałem czołem i z wiedzą tego co mu czynić wypada, spotkać musiał przeznaczenie swe, jakiemkolwiek ono było. Pogrążał się więc cały we wzburzonych nurtach swych myśli, i szukał w nich odpowiedzi. Nagle, zdało mu się że ją znalazł. Nieujęty jakiś uśmiech, w którym łączyło się mnóstwo sprzecznych uczuć, zawisł mu na ustach; oczy płonące przed chwilą, zagasły jak zdmuchnięte lampy, twarz cała okryła się znowu kamienną powłoką nieruchomości. Postąpił kilka kroków, i ruchem powolnym, jakby rozważnym, wysunął szufladę stołu umieszczonego pośrodku komnaty, zarzuconego dziennikami, mappami i rękopismami. Dłoń jego sięgnęła w głąb
Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 2.djvu/489
Ta strona została uwierzytelniona.
— 483 —