Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 2.djvu/496

Ta strona została uwierzytelniona.
—   490   —

na cztery wiatry, a gdy znikną z przed twych oczu, zaginie wszelki ślad jakiegokolwiek pomiędzy nami stosunku. Życzę ci szczęścia i wiem, że je osiągniesz; nie idzie za tem abym myślał, że zdołasz przeszłość swą wyrzucić za okno, bo to wcale być nie może. Ale schowaj ją do jakiego głębokiego kąta, i tak ze wszystkich stron okryj cnotą, aby nigdy łba wyścibić nie śmiała. Taką jest moja rada, której sam dla różnych okoliczności spełnić nie mogłem. Listu tego nie pieczętuję, choćby należało to uczynić; ale w miejscu mego pobytu ani się listy piszą, ani tem bardziej zamykają. Honor i przywiązanie do mnie osoby, która ci go wręczy, lepiej strzedz będą słów moich jak wszystkie pieczęcie.“
Dembieliński stał długo z kartką w ręku zamyślony i nieruchomy; wieść która przed chwilą pukała do drzwi jego, przyniosła mu wyraz spokoju i bezpieczeństwa; dobra gwiazda jakaś sprzyjająca mu zawsze, i tym razem okazała się na niego łaskawą. A jednak, rzecz dziwna! radości nie było na jego twarzy; nie było na niej nawet wyrazu tego uspokojenia, jakiego doświadcza człowiek, ile razy widzi, że cios który mu groził, uderzyć go już nie potrafi. I owszem, zamiast radości i uspokojenia, coraz cięższy smutek napełniał mu oczy, rumieńce przesuwały się po czole zbrużdżonem, papier zapełniony drobnem i zwięzłem