Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 2.djvu/509

Ta strona została uwierzytelniona.
—   503   —

rywających głowę. Cisnął w swych dłoniach ręce ukochanej, tulił je do ust i czoła; ramię jego wyciągnęło się aby objąć śliczną kibić tej, która zwyciężona siłą uczucia, podbita dźwiękami głosu jego i płomieniem spojrzenia, kłoniła się ku niemu... Ale w chwili gdy twarz Krystyny znalazła się w blizkości jego twarzy, gdy czarne jej warkocze dotykały prawie jego ramienia, a usta różowe i drżące otwierały się aby wymówić słowo miłości — boleśne drgnienie wstrząsnęło jego rysami, opadło ramię wyciągnięte do uścisku. Cofnął się, stanął o parę kroków od niej, i patrzał na nią chwilę z przejmującym lecz poważnym smutkiem.
— Przebacz mi Krystyno, — wyrzekł spokojniejszym już głosem — nie mogłem obronić się upojeniu chwili, w której ujrzałem cię po długiem niewidzeniu... Nie powinienem był przemawiać do ciebie w ten sposób, dopóki mię nie wysłuchasz; nie powinienem był dotknąć twej ręki, dopóki po wysłuchaniu mię nie podasz mi jej sama...
Aby wyrzec te słowa, musiał od dokonać nad sobą samym wielkiego wysilenia; dokonał go wszakże, i stał ze wzrokiem utkwionym w twarz Krystyny, oczekując jej odpowiedzi. Ale ona była w tej chwili słabszą od niego; przez głowę jej przemknął znowu przebłysk pojęcia o jakichś wielkich oczekujących ją boleściach, wzruszenie zatamowało jej mowę. Trwało to przecież krótko, poczem od-