Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 2.djvu/511

Ta strona została uwierzytelniona.
—   505   —

uczuć, których słowami opowiedzieć niepodobna; pewne tak gwałtowne zwroty do uczciwości, że żaden sofizmat rozumu, żadna trwoga serca skłonić niezdoła człowieka do oszukaństwa. Gdybym milczał do końca, popełniłbym względem ciebie oszustwo; wolę więc mówić, choćbym miał słowa moje opłacić najsroższym bolem.
Umilkł znowu, i jeszcze nie odrywał wzroku od ziemi. Brwi jego były zsunięte pod wpływem dolegliwego uczucia jakiego doświadczał, ale twarz cała objawiała powagę i niezłomną moc woli. Po krótkiej chwili zaczął znowu:
— Nie będę opowiadał ci o okolicznościach, wśród których zaszedł fatalny ów wypadek, ani przytoczę na obronę moją pobudek, które mię doń popchnęły, ani też winy mojej nie złożę na młodość, pokusy, niedoświadczenie lub poryw namiętności. Nie powiem też o tem, jakie odmiany zaszły we mnie od owej oddalonej pory mego życia, com przemyślał, przecierpiał, jakim stałem się potem i stać się mogę jeszcze w przyszłości. Nie będę prosił cię o pobłażliwość, ani czynił żadnych przyrzeczeń i przysiąg na przyszłość. Przebaczenie i ufność rodzą się z miłości, nakazać ich ni wybłagać niepodobna. Do ciebie już tylko należy osądzić, czy miłość twoja dla mnie jest dość wielką, abyś bez usprawiedliwiań i przysiąg z mej strony, przebaczyć mi i zaufać mogła.