Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 2.djvu/53

Ta strona została uwierzytelniona.
—   47   —

go użytku służących, ale w głębi znajdował się ołtarz urządzony całkiem po kościelnemu, z obrazem świętym i kilkoma stopniami, a po obu stronach jego stały bardzo piękne posągi wyobrażające apostołów czy męczenników. Przed obrazem paliła się na srebrnym zawieszona łańcuchu alabastrowa lampa; na stopniach leżała duża książka do nabożeństwa w aksamit oprawna, złotemi wyciskami i klamrami przyozdobiona. Kilka obrazów biblijnej treści wisiało na ścianach wyniosłych i poważną przyobleczonych barwą; bukiety i wieńce ze sztucznych kwiatów uplecione otaczały ołtarz, świetnością barw swych walcząc ze zmrokiem. Byłoto oratorjum, w którem od kilku może stuleci zwykły były modlić się panie Dolinieckiego zameczku. Ewa nie często tam wchodziła, ale wieczoru tego czuła ona więcej niż kiedy ciężar nieznośnego swego życia. Ogarniało ją zniecierpliwienie, zdawna niezwyczajne omdlałym jej uczuciom; paliła ją zazdrość poczuwana do wszystkiego i wszystkich; zdawało się jej nawet, że jakoby pragnienia jakieś i bunty głucho zawrzały w zesłabłej i niedołężnej jej piersi. Nieszczęśliwa ta istota pozbawiona jedynych stałych i bezzawodnych świateł życia, jakiemi są: miłość i praca, szukała w okół siebie czegokolwiek, coby wzmódz i utrwalić mogło tę niespodzianą błyskawicę, jaką uczuła w sobie, jaka na mgnienie oka ożywiła ciężką, pochłaniającą ją obumarłość. Próbowała czy-