Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 2.djvu/542

Ta strona została uwierzytelniona.
—   536   —

wiści dla nich... Ciało moje nie sprostało próbie ciężkiej, ale duch pozostał takim jakim uczyniłeś go ty, dobroczyńco mój i opiekunie! Umieram jako wierny uczeń twój i wychowaniec, z wiarą i miłością, którąś wpoił we mnie tak głęboko, że nie wygasły one ani w mękach niewinnie ponoszonych, ani w walkach z wątpliwościami, ani w straszliwej chorobie ciała.
Umilkł znużony i wyczerpany, i tylko palce jego słabe i drżące zacisnęły się w koło dłoni hrabiego. W kącie pokoju, w stronie w której siedziała na ziemi kobieta w siermiędze, ozwało się jedno głośne łkanie. Walery od pierwszych zaraz słów Kazimierza wyprostował się i siedział sztywnie z twarzą zwróconą ku łożu. Na ustach jego błądził wciąż uśmiech bezmyślny, a chrapliwy chichot od czasu do czasu odzywał się w piersi; ale w szeroko rozwartych jego oczach pojawiać się zaczęło uczucie dojmującego bólu, jakaś iskierka przytomniejszej myśli zaświeciła w mętnych źrenicach. Możnaby rzec, iż silił się na rozpoznanie czegoś dlań niewyraźnego, na zrozumienie tego słabego, zamierającego głosu, w który wsłuchywał się w rodzaju kurczowego naprężenia.
— Kazimierzu — zaczął hrabia pochylając się nad chorym, którego twarz poruszała się już od chwili do chwili temi nieokreślonemi drganiami, które przebiegają ciało ludzkie niby zwiastuny nadcho-