Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 2.djvu/554

Ta strona została uwierzytelniona.
—   548   —

gorzki napełniał pierś, która dotąd żadnej nie znała goryczy; po raz pierwszy w życiu nie była w stanie zdać sobie sprawy z własnych uczuć, nie rozumiała swych myśli, które jednak gwarnym, choatycznym tłumem cisnęły się do jej głowy. Kochałaż jeszcze, pomimo wszystkiego o czem wiedziała z tak przerażającą dokładnością? — czy dreszcze zgrozy, które ciało jej przebiegały od stóp do głowy, i ostre bóle nakształt strzał przelatujące przez skronie i piersi, były może ostatniemi drganiami konającego uczucia?
Nie wiedziała... Szła chwiejąc się jak upojona, z rękami podniesionemi w górę i zatopionemi w gęstwinie czarnych warkoczy; wzrok jej szklisty w jeden punkt utkwiony, wydać się mógł osłupiałym, gdyby na dnie jego nie paliły się te ognie posępne, które napełniają źrenice wtedy, gdy w głębi piersi płonie pożar nieopisanych bolów, i stacza się walka śmiertelna pomiędzy porywem serca, które kocha namiętnie, a wstrętami wysokiej myśli, która z odrazą odwracać się zaczyna od przedmiotu swej miłości.
Przeszła tak całą długość komnaty, podobna do posągu, który postępuje chwiejąc się i tracąc po drodze władzę ruchu i siłę życia. Aż ugięły się pod nią kolana, upadła na klęczki, i wspierając ramiona na sprzęcie najbliższym, kurczowym ruchem ścisnęła skronie dłońmi i wybuchnęła płaczem.