Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 2.djvu/573

Ta strona została uwierzytelniona.
—   567   —

szych usług mych monarsze, któremuśmy dotąd oba służyli. Chciej pan pakiety te zawieźć do stolicy, która tak uprzejmą okazywała się dla mnie przez lat dziesięć, i wręczyć je według adresów. Jestto testament dyplomaty i publicysty, który zawód swój zamienia na wcale inny...
Ostatnie wyrazy wymówił z uśmiechem, który patrzącemu nań cudzoziemcowi wydał się nieco dziwnym.
— Stolica nasza — rzekł cudzoziemiec, — a nawet państwo którego mam zaszczyt być poddanym, mocno zapewne żałować będzie straty tak wysoko utalentowanego jak pan pracownika. Co do mnie, pomimo żalu jakiego doświadczam rozstając się z panem, nie mogę się powściągnąć by mu nie powinszować...
Tu zatrzymał się na chwilę, jakby z obawy, czy dopowiadając myśl swą, nie popełni niedyskrecji.
— I czegoż mi pan chcesz winszować? — zapytał Dembieliński głosem tak mu zwyczajnym, że ośmielił tem wahającego się cudzoziemca.
— Jeżeli wieści które mię doszły są prawdziwemi — rzekł z uśmiechem ten ostatni, — zaślubisz pan wkrótce piękną kuzynkę swoją, której niepospolite wdzięki i niepospolitszy jeszcze rozum miałem sposobność niejednokrotnie podziwiać.