Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 2.djvu/575

Ta strona została uwierzytelniona.
—   569   —

umysłu, jakie uważał dotąd za główne cechy swego zwierzchnika.
Dembieliński nie dał mu czasu do czynienia dalszych uwag. Spojrzał na zegarek, i z pewnym pośpiechem wziął ze stołu jeden z pakietów, na którym nie było pieczęci, jakoteż i oba listy zaadresowane do Dolin.
— Znając pańską grzeczność i uczynność — zaczął głosem uprzejmym i całkiem naturalnym, — poważam się prosić pana o wyświadczenie mi jednej jeszcze usługi. Oto są listy, które zechcesz pan natychmiast wysłać do Dolin, a tu pieniądze, których użyjesz pan na załatwienie wszelkich rachunków moich z panem, z hotelem w którym obecnie jesteśmy i ze służącym moim, którego służba dziś się kończy. Przepraszam że obarczam pana drobnemi temi sprawami, ale na stosowne urządzenie ich czasu mi nie wystarcza.
— Z przyjemnością spełnię wszystko co zlecić mi pan raczyłeś — odparł sekretarz, — ale spodziewam się, że przed wyjazdem moim, który zapewne jutro nastąpi lub pojutrze, zobaczę jeszcze pana.
— Prawdopodobnie nie zobaczymy się już więcej — odpowiedział Dembieliński.
— Pan także opuszczasz N.?
— Nie wrócę tu — odparł były dyplomata po sekundzie namysłu.