jącej. Leżało snać w naturze sprawy tej, aby coraz nowe wyrządzać niespodzianki wszystkim którzy trudnili się dochodzeniem, jej szczegółów. W wigilję dnia tego, członkowie komisji doświadczyli jednej z tych niespodzianek którym podobne trafiają się niezmiernie rzadko, otrzymując za pośrednictwem poczty znaczną sumę przesłaną bezimiennie, tytułem zwrotu ukradzionych przed dziesięcioma laty w banku pieniędzy. Przesyłka pochodziła z miasta leżącego na krańcu nieledwie państwa; ażeby zaś dojść jej źródła, należało rozpocząć poszukiwania trudne i całkiem prawie pozbawione wskazówek. Urzędnicy toczyli pomiędzy sobą ożywioną rozmowę o wielce dziwnym wypadku, i zajmowali się spisywaniem akt stosujących się tak do otrzymanych pieniędzy jak i do zeznań Suszyca i jego wspólników, gdy wszedł sługa sądowy z oznajmieniem, że pan Anatol Dembieliński prosi o pozwolenie wejścia do sali posiedzeń. Pomiędzy członkami komisji nie było ani jednego, któryby nie znał tego nazwiska, i nie wiedział kim był człowiek który je nosił. Prezes z pośpiechem rozkazał drzwi sali otworzyć przed przybywającym. Anatol wszedł do sali, oddał ukłon obecnym, i zatrzymał się u krańca stołu przeciwległego temu przy jakim siedział prezes, mający z obu swych stron po trzech urzędników.
Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 2.djvu/578
Ta strona została uwierzytelniona.
— 572 —