Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 2.djvu/61

Ta strona została uwierzytelniona.
—   55   —

niach własnych myśli, najwyższym ideałem życia, religją serca i rozumu!
Odtąd pomiędzy nim a Ewą wszystko było skończone. Nie mogąc szanować kobiety, człowiek ten nie mógł jej kochać, ale litował się nad nią, bolał nad upadkiem natury ludzkiej jaki w niej widział, i usiłował podnieść ją, wzmocnić, uszlachetnić. Nie mogąc już w niej widzieć kochanki i żony, pragnął uczynić ją towarzyszką swą i przyjaciołką, napełnić jej życie szlachetnemi pracami i myślami, oderwać ją od przeszłości, która ją brudziła, a utworzyć przyszłość jeśli już nie szczęśliwą, to przynajmniej spokojną, rozumną i pożyteczną dla niej i dla innych. Ale dzieło udoskonalenia, tak jak każde dobre dzieło ludzkie, możebnem bywa wtedy tylko, gdy powstaje z miłości, z niej czerpie siły i wytrwanie. Grunt serca ludzkiego wtedy tylko wydać może owoce dobre i piękne, gdy jest zapłodnionym miłością. Hrabia nie kochał już Ewy, ale kochał dobro i prawdę, które pragnął zaszczepić w niej, a może niejako wskrzesić tylko. Ale ona nie kochała ani jego ani tych idei, które on wskazywał jej za słońca przewodnie, wzmacniające i pocieszające. Słaba natura jej znalazła w sobie siłę odporu, aby znużyć wszelkie usiłowania, zniweczyć wszelkie nadzieje odmiany. Miękka i rozpieszczona, z niechęcią i obawą odwracała się od rzeczy surowych i poważnych; uciekała do błyskotliwych