Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 2.djvu/84

Ta strona została uwierzytelniona.
—   78   —

re przebywszy nakoniec bramę podwórza, z bystrością niemal błyskawiczną przeleciały znaczną przestrzeń, i zatrzymały się pod sklepionym zamkowym podjazdem. Zaledwie minęło kilka sekund jak umilkł brzęk uprzęży wstrząsanej gwałtownym biegiem dzielnych koni, gdy do widnej obszernej sieni zamkowej, ozdobionej, jak całe zresztą wnętrze zamku, ze starożytną i niby dumnie kryjącą się wspaniałością, wszedł mężczyzna otulony bogatem futrem, z lekką czapeczką narzuconą na gęste, jak las kruczo-czarne włosy. Rzucił futro na ręce lokaja, który spotkał go u drzwi, niedbałym ruchem zdjął z głowy lekkie jej przykrycie, i powolnem spojrzeniem rozejrzał się wokoło.
W pięknej starożytnej sieni znajdowało się w jednę ze ścian wprawione szerokie lustro. Mężczyzna przystąpił ku niemu, i kilkoma wprawnemi ruchami ręki poprawił mały nieład, jaki w ciągu podróży mógł zajść w układzie włosów jego i ubrania. Potem jakby nieprzywykły i nie lubiący długo patrzeć w źwierciadło, zwrócił się w inną stronę, i począł wkładać jasną rękawiczkę na rękę białą i gładką jak u kobiety, ale o kształtach silnych, giętkich i męzkich. Wszystko to czynił powoli, z pewną niedbałością ruchów, na pierwszy rzut oka mogącą wydawać się zarówno dumą i powściągliwością, jak zamyśleniem lub znużeniem. Twarz jego o pięknych, wydatnych rysach, powleczona była jednostajną matową bla-