Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 2.djvu/86

Ta strona została uwierzytelniona.
—   80   —

pierwszy skręt wschodów, wybiegła Krystyna. Wybiegła, spojrzała w dół, stanęła, i wyciągając rękę jakby zdala już powitać chciała gościa, zawołała. — Anatol!
Przybyły podniósdł w górę obojętne i badawcze swe oczy, i już ich więcej nie spuścił ku ziemi. Przystąpił parę kroków, zatrzymał się i znowu patrzył. A było w istocie na co patrzeć. Młoda dziewczyna przedstawiała w tej chwili widok prześliczny. Radość jaką poczuła a może i głębsze jakieś wzruszenie, oblało całą jej twarz promienistym uśmiechem i rumieńcem. Po wydaniu mimowolnego zapewne wykrzyku, w którym zabrzmiało imię przybyłego, stała przez chwilę nieruchoma, jakby nieśmiała lub wahająca się, a szeroki pas błękitnego światła wnikający przez okna od rozpogodzonego nieba, obejmował ramiona jej i głowę mgłą przezroczą i świetlistą, na białe czoło i i czarne jak heban warkocze rzucając kilka złotych, migocących smug słonecznych. Wielkie, ciemne jej oczy, świeciły z pod nawpół spuszczonych powiek blaskiem łagodnym lecz silnym; różowe wargi wpół roztwarte uśmiechem, drżały zlekka, i wspólnie z rumieńcem, który podniósł się aż na czoło a opłynął szyję, nadawały tej dziewiczej, jasnej twarzy, wyraz namiętny i wzruszony. Trwało to wszakże zaledwie kilka sekund.