życa, jaśniejącego na przezroczystem tle firmamentu, jak wielka, bladoczerwonym blaskiem żarząca się tarcza.
W obszernej sześciokątnej komnacie położonej na wyższem piętrze baszty, przy dużym stole, na którym paliła się jasna, wielka lampa, siedziały dwie osoby — kobieta i mężczyzna.
Komnata była poważną i wyniosłą; wysokie ściany jej całkiem prawie okryte szerokiemi szlakami ciemnego drzewa, rżniętego u dołu w wypukłe smugi, wieńcami arabesek dotykały sufitu, na którym rozpościerały się stare ale mistrzowskie freski. Dwie olbrzymie dębowe szafy rzeźbione na podobieństwo ścian, i zdające się stanowić z niemi jedną całość, napełnione księgami, stały pomiędzy niewielką ilością sprzętów, surowo i starożytnie wyglądających, niemniej przeto cennych i pięknych. U czterech długich, strzelistych okien, wisiała ciężka draperja firanek, barwą i wzorami tkaniny wybornie zgadzająca się z ogólną charakterystyką komnaty, której służyła ozdobą bogatą lecz zarazem prostą.
Mężczyzna i kobieta siedzieli pod jedną z ciemnych rzeźbionych ścian, a postacie ich w pełni oświecone skupiającem się w koło nich obfitem światłem lampy, tworzyły same przez się piękny obraz. Możnaby ich wziąć za ojca i córkę, gdyż
Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 2.djvu/9
Ta strona została uwierzytelniona.
— 3 —