Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 2.djvu/90

Ta strona została uwierzytelniona.
—   84   —

Dziewczyna spoważniała nagle. — Wiem o tem, — odpowiedziała głosem pewnym i zupełnie spokojnym.
Na twarz Dembielińskiego wybił się wyraz zdziwienia; zarazem po ustach jego przewinął się znowu zaledwie dostrzegalny, ironiczny uśmiech.
— Jeśli tak dobrze wiesz o swej piękności — rzekł — musisz nią być bardzo dumną, kuzynko?
Krystyna wzruszyła lekko ramionami i uśmiechnęła się. Wyciągnęła rękę ku oknu, i patrząc na błękite niebo, rzekła zwolna.
— To niebo kuzynie, i to słońce, które na niem świeci są piękne, miljon razy piękniejsze, niż może być jakakolwiek twarz ludzka. Wszelka piękność jest wypływem niezależnej od nas rozlanej w naturze harmonji; niedorzeczni tylko mogą się nią pysznić.
Dembieliński słuchał z uwagą, a obojętny wyraz jego twarzy, tajał przed widocznie ogarniającem go zdziwieniem. Ale z ust jego nie całkiem zniknął cechujący je zarys ironji.
— Rozumujesz kuzynko, jak naturalista lub filozof; a jednak na cóżby wam kobietom przydała się piękność, jeśli nie na dogodzenie dumie waszej, do poczuwania zresztą której, posiadacie wszelkie prawo, jako królowe świata i najpiękniejsze z istot stworzonych?