Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 2.djvu/92

Ta strona została uwierzytelniona.
—   86   —

się na jego twarzy. — A takiego jakim znalazłaś mię, jakże mię witasz Krystyno? — wymówił zwolna, z pewną wzruszoną nieco powagą w głosie.
Zwróciła na niego wzrok jasny i łagodny, i rzekła. — Witam cię Anatolu słowem serdecznego pozdrowienia. Bodajbyś śród naszej ciszy wiejskiej i pod dachem rodziców moich znalazł uspokojenie, jeśli go potrzebujesz; odszukał i posiadł wszystko to, czego doścignąć może nie mogłeś na szerokim świecie.
Dembieliński raz jeszcze utonął oczami w licu dziewczyny, jaśniejącem teraz głęboką, nawskróś przenikającą dobrocią, i jakąś dziwną podniosłością bystrej i wysoko mieszkającej myśli; potem pochylił się nieco, i ustami dotknął lekko jej ręki. Przyjęła ten hołd skromnie i po prostu, nie spuściła powiek, nie zarumieniła się nawet tym razem, tylko uśmiechnęła się wesoło i rzekła.
— Jak na pierwsze spotkanie po tak długiem niewidzeniu się, prowadziliśmy kuzynie rozmowę dość oryginalną. Dawno już przecie pora abym cię poprosiła w głąb domu. Matka radaby zapewne powitać cię jak najprędzej.
Przy ostatnich wyrazach głos Krystyny stał się mniej pewnym, snać nie wiedziała dobrze czy twierdzenie jej jest prawdziwe, skierowała się jednak ku drzwiom, uprzejmym gestem wskazując drogę gościowi. Ale Dembieliński ostygł nagle; jeżeli powi-