— Z daleka przybywasz pan do ojczystego kraju — zaczął znowu gospodarz.
— Tak — mówił gość — i daleką również mam przed sobą drogę.
— Wiem, wiem — zawołał hrabia — udajesz się pan na Wschód, odziany godnością poselską; ogłosiły nam to dzienniki. Pozwól, abym ci na wstępie do domu mego powinszował....
— O panie hrabio — z uśmiechem i lekkim ukłonem przerwał Dembieliński — nie masz mi pan czego winszować; sąto wszystko znikomości... Prochem jesteśmy wszyscy i w proch się rozsypiem...
Hrabia, jakby uderzony temi słowami, z rodzajem skupionej uwagi spojrzał na swego gościa. Dembieliński miał na ustach jeden z tych uśmiechów lekkich i obojętnych, z jakiemi ludzie światowi wymawiają słowa do których nie przywiązują żadnego szczególnego znaczenia; ale w tej samej chwili spuścił oczy, a powieki jego opadające wdół, powoli i jakby ciężko, rzuciły mu na całą twarz nieokreślony wyraz zmęczenia.
Tymczasem Krystyna inną stroną domu udała się do pokojów matki. Weszła tam jak można było najciszej, stąpając jak zwykle na palcach, i strzegąc pilnie każdego swego kroku, aby nie sprawił najlżejszego choćby, ale niespodziewanego szelestu. Niedaleko wszakże od progu zatrzymała się zdzi-
Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 2.djvu/96
Ta strona została uwierzytelniona.
— 90 —