lenistwie. Młodości przystający krój jej sukni, wykwintny i zalotny układ włosów, rumieńce nawet opływające wychudłe, zapadłe policzki, i iskry żarzące się w spłowiałych, zmęczoną powieką osłonionych źrenicach, przyoblekły ją we wdzięk jakiś smutny bo sztuczny, w każdym szczególe zdradzający przykre jakieś rozdrażnienie, i nienaturalne, zapóźne pragnienia.
— Krystyno — ozwała się Ewa zwracając głowę ku wchodzącej córce — proszę cię bardzo, abyś nigdy więcej nie wchodziła do mego pokoju tym cichym, jakby skradającym się krokiem. To do niczego niepodobne, i wygląda tak, jakbyś chciała pokazać przed światem, że jestem wiecznie chorą albo kapryśną.
Mówiła to zwykłym sobie łagodnym, rozwiewnym głosem, w którym jednak drgała pewna tłumiona niecierpliwość.
— Moja matko... zaczęła Krystyna.
— Moja Krysiu — przerwała Ewa szarpiąc nieznacznie cienkiemi palcami batystową chusteczkę, którą trzymała w ręku, — wybij sobie z głowy to śmieszne wyobrażenie — że jestem chorą i kapryśną. Chciałabym bardzo, abyś odtąd obchodziła się zemną, aby wszyscy obchodzili się ze mną jak z zupełnie zdrową i najszczęśliwszą w świecie kobietą.
Krystyna ukryła zdziwienie, które ogarnęło ją zaraz u wejścia, i rzekła. — Moja matko, bardzo się
Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 2.djvu/98
Ta strona została uwierzytelniona.
— 92 —