I oto jak dojrzał mieszkaniec ciemnej jaskini, co z twardej jego piersi urosło, czego żylastymi ramiony dokonał, co strzeliło z odwiecznego ugoru jego mózgu!
Oto, jak kryształy marzeń Prometeuszowych rozbijają się o bronz rzeczywistości!
Całą potęgą piersi tytanicznej litujesz się, Prometeuszu, nad Syzyfem, sępowi na żarcie wnętrzności swe oddajesz, byle zdobyć dla niego iskrę boską, zdobywasz ją, rzucasz ją w otchłań Syzyfową i na jej ciche, błękitne światło wychodzi — Kaliban.
Oj, zły wiatr jakiś powiał na iskrę, gdy ją Prometeusz niósł po przestworzach…
Teraz, czuje Prometeusz ból taki, jakiego może nigdy nie czuł. Teraz dopiero sęp nad sępami dziób swój we wnętrzności jego zanurza, szarpie je i zakrwawia.
Laskę runiczną nad Syzyfem wznosi.
Przez przemienienie światłości w ciemność, ognia w błoto, świętości w zbrodnię, Syzyf sam dla siebie na długo, na długo, zamyka drogę do życia w świetle gwiazd i słońca, zamyka drogę do ruchu naprzód, ku zbawieniu. Pod wyciągniętą nad nim runiczną laską Prometeusza, Syzyf-Kaliban kamienieje w bezkształtny posąg. Dramat skończony.
W książce skończony, ale nie w życiu. Odegrywa